Życie na studiach było brutalne. Otoczony bogatymi studentami o znanych nazwiskach, ukrywał swoją przeszłość. Mówił ludziom, że jego rodzice nie żyją. Nigdy nie wspominał o warsztacie ani o Mike’u.
Na zakończenie roku szkolnego Mike pojawił się w swoim jedynym starym garniturze, wciąż w motocyklowych butach, bo eleganckie buty bolały go w stopy. Czując na sobie spojrzenia kolegów z klasy, młody mężczyzna mruknął:
– Po prostu przyjaciel rodziny.
Mike nic nie powiedział. Żadnego wyrzutu, tylko uścisk. Potem jechał osiem godzin do domu, sam.
Młody mężczyzna został prawnikiem w prestiżowej firmie w Mexico City. Jego kartoteka była nieskazitelna, garnitury nieskazitelne, a dawne życie wymazane. Przestał oddzwaniać z klubu. Nigdy tam nie wrócił.
Aż trzy miesiące później zadzwonił Mike.
„To nie dla mnie” – powiedział. „Miasto chce nas zamknąć. Sprzedają ziemię deweloperowi. Mówią, że jesteśmy plamą na okolicy”.
Mike pracował tam czterdzieści lat – naprawiał rowery biednym, dawał schronienie dzieciakom z ulicy. Jedyną odpowiedzią prawnika było:
– Zatrudnij kogoś innego.
„Nie stać mnie na prawnika na tyle silnego, żeby mógł walczyć z ratuszem”.
Linia się urwała. Żadnych obietnic. Żadnej pomocy.
Kilka tygodni później zadzwonił Snake.
„Jeśli masz jeszcze choć odrobinę serca, wróć. Mike jest w szpitalu – ma niewydolność serca, płuca odmawiają posłuszeństwa. A sklep już jest zamknięty”.
Prawnik się nie wahał. Osiem godzin w drodze, niosąc ze sobą poczucie winy, lęk i dług, którego nie mógł już dłużej zaprzeczyć.
W Szpitalu Miejskim pobiegł korytarzami, aż znalazł Mike’a – wątłego, lecz uśmiechniętego.
– Przyszedłeś dzieciaku.
