Miliarder, pragnąc pochwalić się swoim sukcesem, zaprasza swoją byłą żonę na wystawne wesele, tylko po to, by być oszołomionym, gdy pojawia się ona z parą bliźniaków, o których istnieniu nie miał pojęcia

Lila Monroe-Graves była z Alexandrem na długo przed tym, zanim zarobił pierwszy milion – przed aplikacjami, rundami venture capital, okładkami magazynów. Pobrali się po dwudziestce, gdy pieniędzy było mało, a nadziei nie było końca. Ale po pięciu latach, gdy on pracował po godzinach, zabiegał o inwestorów i powoli zmieniał się w mężczyznę, którego już nie poznawała, ich małżeństwo się rozpadło.

Odeszła od małżeństwa po cichu. Bez procesów, bez ugód. Tylko podpisany rozwód i stary pierścionek na kuchennym blacie. Nie zadawał żadnych pytań. Zakładał, że nie sprosta jego ambicjom – albo nie chce.

Nigdy nie dowiedział się, dlaczego odeszła tak nagle i, szczerze mówiąc, nie obchodziło go to. Aż do teraz.

W cichym miasteczku pod San Diego Lila siedziała na ganku, obserwując, jak jej sześcioletnie bliźniaki, Noah i Nora, rysują kredą wzory na podjeździe. Otworzyła kopertę, która właśnie do niej dotarła.

Jej wzrok przesunął się po eleganckim kartonie.

„Pan Alexander Graves i panna Cassandra Belle serdecznie zapraszają…”

Przeczytała go dwa razy, rozciągając palce wzdłuż krawędzi.

„Mamo, co to jest?” zapytała Nora, stojąca obok niej.

„Zaproszenie na ślub” – powiedziała Lila, kładąc kartkę na stole. „Od twojego… ojca”.

Słowa były ciężkie. Nie wypowiadała ich na głos od lat.

Noah spojrzał w górę, zdezorientowany. „Czy mamy ojca?”

Lila powoli skinęła głową. „Tak.”

Niewiele wiedzieli. Tylko tyle, że go znała. Nigdy nie mówiła o mężczyźnie, który stał się bohaterem nagłówków gazet. Wychowywała ich sama, najpierw pracując na dwóch etatach, a potem zakładając własną małą firmę projektową. Bywały noce, kiedy płakała w samotności, żałując, że wszystko potoczyło się inaczej – ale nigdy nie żałowała, że ​​trzymała ich z dala od świata aparatów i ego Alexandra.