


Kilka rzędów dalej lekarz odwrócił się i obdarzył mnie delikatnym, uspokajającym uśmiechem.
Kiedy wylądowaliśmy, kobieta szybko zniknęła. Ale kilku współpasażerów zatrzymało mnie, mówiąc: „Twój pies to bohater”.
I tak było. Z Maxem u boku uświadomiłam sobie, że życzliwość wciąż żyje w obcych – i po raz pierwszy od dawna mogłam odetchnąć swobodnie.