Wszedł do kwiaciarni mając w kieszeni zaledwie trzydzieści euro, licząc na to, że uda mu się kupić prostą gałązkę mimozy dla ukochanej i utraconej kobiety – ale gdy sprzedawczyni zaczęła się z niego naśmiewać i wręczyła mu zwiędłą łodygę, postanowiłem dać jej nauczkę, której nigdy nie zapomni, a to, co wydarzyło się później, uciszyło cały sklep

Prosta sprawa


Zamierzałem wpaść do kwiaciarni tylko na kilka minut. Mój plan był prosty: kupić bukiet dla żony i drugi dla córki. W kwiaciarni unosił się zapach róż, lilii i storczyków, a ja trzymałem już starannie zapakowany bukiet, gdy coś przy wejściu przykuło moją uwagę.

Nieoczekiwana obecność


Starszy mężczyzna stał cicho tuż za drzwiami. Jego płaszcz był stary, ale wyprasowany, spodnie miały ostry kant, a buty, choć znoszone, były starannie wypolerowane. Pod płaszczem miał prostą białą koszulę, zapiętą pod sam kołnierz. Nie wyglądał na kogoś zagubionego czy porzuconego przez życie. Wyglądał na kogoś, kto ma bardzo niewiele, ale poruszał się z niezwykłą troską i godnością.

Surowe przyjęcie


Zanim zdążył zrobić krok, podeszła do niego młoda sprzedawczyni. Bez uśmiechu i bez kontaktu wzrokowego, powiedziała ostro: — „Co tu robisz, staruszku? Przeszkadzasz naszym klientom”. Jej głos przebił się przez spokojną atmosferę sklepu i kilka osób, w tym ja, odwróciło się, żeby spojrzeć.

Starzec lekko spuścił wzrok i odpowiedział cicho, niemal przepraszająco: — „Przepraszam panią… Czy mogłaby mi pani powiedzieć, ile kosztuje gałązka mimozy?”

Cena życzliwości


Sprzedawczyni westchnęła z irytacją, jakby sama jego obecność była ciężarem. — „Serio? Nie wyglądasz, jakbyś mógł sobie na cokolwiek pozwolić. Po co w ogóle pytasz?”

Mężczyzna powoli sięgnął do kieszeni i wyciągnął trzy zmięte banknoty. Drżącymi palcami rozłożył je – w sumie trzydzieści euro. Jego głos był cichy, niepewny: — „Może… może jest coś, co mógłbym za to kupić?”